Targi Książki 2015 w Poznaniu

– relacja z wypadu. Nieco spóźniona przez problemy sprzętowe.


Pierwszy Dzień Wiosny, ciepły i słoneczny, minął mi na kolejnym wyjeździe. W Poznaniu odbywały się XIV Targi Książki dla Dzieci i Młodzieży i oczywiście jako grafik oraz pasjonat książek, nie mogłam się na nie, nie wybrać. Była ku temu jeszcze jedna okazja – moje prace znalazły się na wystawie Salon Ilustratorów, którego celem jest prezentacja i promocja polskich twórców ilustracji i grafiki książkowej, zwłaszcza stojących u progu kariery reprezentantów młodego pokolenia – jak głosi hasło na stronie organizatorów. Wystawę w Poznaniu można było oglądać od 21 lutego do 8 marca w CK Zamek, a po Targach wyrusza ona w Polskę, zaczynając od sąsiadującego z moją miejscowością Leszna.



Pomimo nie najlepszych statystyk polskiego czytelnictwa, impreza przyciągnęła sporą grupę osób. Można nawet spokojnie powiedzieć – mały tłum – choć i tak miała zasięg raczej lokalny. Nie ma jednak co ukrywać, że dział literatury dziecięcej i młodzieżowej, w ostatnich latach, bardzo się rozwinął. Jakiś czas temu spotkałam się z opinią, że jest to najbardziej prosperująca i najobfitsza w ambitne projekty kategoria książek w Polsce i muszę przyznać, że jest w tym sporo racji.

Wystawcy prezentowali na swoich stoiskach ciekawe pozycje poruszające różne tematy. Od strony graficznej, były to małe dzieła sztuki użytkowej, więc tylko ubolewałam, że nie mam przy sobie grubego portfela. Pal sześć posiadanie dzieci, kupiłabym cały stos książek, choćby po to, by napawać się ich oprawą. Jak powiedziała prof. Joanna Papuzińska, w krótkim wywiadzie dostępnym na stronie Targów Książki – Książka jako piękny przedmiot, wydaje mi się bardzo ważna. Możemy ją oglądać, dotykać, kontemplować obrazki, biec do przodu, cofać się do czegoś, co nam się spodobało. To jest jedyne, niepowtarzalne.
Grafiki, nad którymi tak się rozpływam są rzeczywiście piękne, ale również nietypowe. Przyzwyczailiśmy się do przesłodzonych, zmanieryzowanych i „wymuskanych” obrazków w typie Disneya. Tutaj tego nie uświadczymy, a nawet jeśli, stanowią raczej mały procent całości. Osobiście jestem rada z takiego stanu rzeczy.


W Polsce coraz mocniejszą pozycję zyskują księgi obrazowe, tak zwane z angielska picture book, ale muszę oddać sprawiedliwość autorom tekstów. Sama posiadam w swojej biblioteczce kilka pozycji z literatury dziecięcej, które co prawda skusiły mnie ładnymi obrazkami, ale historie bywały równie poruszające, rozbrajające, po prostu ciekawe.



Przy stoiskach – nierzadko ciekawie i zabawnie zaaranżowanych – znajdowały się także kąciki spotkań z autorami. Można było porozmawiać i poprosić o autograf zarówno pisarzy, jak i ilustratorów. Bardzo spodobał mi się komentarz pewnej matki do jednego z autorów: Przyjechałyśmy tu tylko dla pana. Córka ma wszystkie pana książki. Nie był to przypadek odosobniony. Co prawda kolejka fanów nie zakręcała aż na ulicę, ale ściskających książki dzieci  – czasem też dorosłych – nie brakowało. Ja sama, na pięknej widokówce, otrzymałam autograf autorki ilustracji do książki Tutulandia – pani Ewy Poklewskiej-Koziełło.




Oprócz wspomnianego już Salonu Ilustratorów, można było obejrzeć prace Bożeny Truchanowskiej, jednaj z najciekawszych polskich ilustratorek książek dla dzieci, która w czasie swojej kariery, zdobyła wiele nagród. Prezentowano również wystawę pokonkursową Opowiadania na tacy: Jaś i Małgosia, w której udział wzięli ilustratorzy z różnych krajów europejskich.






Z innych atrakcji imprezy, wymienić mogę prelekcje. Nie było ich wiele i nie były tak oblegane, jak to się zdarza na innych imprezach. Goście głównie zwiedzali wystawy oraz odwiedzali stoiska.
Krótka pogadanka na temat nowej książki Wydawnictwa Warstwy, autorstwa Piotra Sommera, przykuła moją uwagę. Fruwajka, bo taki tytuł nosiła omawiana pozycja, jest w zasadzie wierszem. Sam autor opowiadał i czytał nam swoje dzieło, zwracając jednocześnie uwagę na brak młodych dobrych poetów dziecięcych. Szczerze powiedziawszy nie zastanawiałam się nad tym zagadnieniem, ale gdy myślałam o tym dłużej, do głowy przychodziły mi wyłącznie nazwiska dobrze znanych, starych autorów.



Podsumowując, niewiele więcej można powiedzieć o tym wypadzie. Impreza skupiała się głównie na promocji publikacji różnych wydawnictw oraz na prezentacji wspaniałego zaplecza graficznego w książkach dla dzieci i młodzieży. Cieszy, że chociaż ta gałąź literatury rozwija się, a nie podobnie jak literatura dla dorosłych, opada na dno. Cieszy też, że ma swoich odbiorców i oby ich przybywało.
W maju kolejne targi książki. Tym razem we Wrocławiu. Zobaczymy, co tam będzie się działo.

P.S

Jako ciekawostkę mogę Wam, Drodzy Czytelnicy, napomknąć jeszcze, że równolegle odbywały się Targi Edukacyjne. Głównie prezentowały się tam szkoły, usiłujące zachęcić młodych ludzi do wstąpienia w ich szeregi. Niektóre robiły to w bardzo wymyślny i ciekawy sposób. Ale były też występy.