Ile książek mogłam ukraść — relacja z 20. Targów Książki w Krakowie 2016

Z Damianem w roli GPS-a — bo przecież gubię się w przestrzeni większej, niż dwupokojowe mieszkanie — pojechałam spędzić weekend w Krakowie. Dla zagorzałego czytelnika 20. Międzynarodowe Targi Książki do czegoś zobowiązują. Przemierzyliśmy więc pół Polski i w sobotę 29 października, trybem spacerowym, dotarliśmy na miejsce. Tam mój potencjalnie przyszły mąż, rzekł do mnie:

– Przyjechałem tu z Tobą, znając statystyki polskiego czytelnictwa. Możesz mi więc „to” wytłumaczyć?
Targi Książki w Poznaniu i we Wrocławiu są relatywnie małymi imprezami. Tymczasem kolejka, by kupić bilet na targach w Krakowie, utworzyła nieomal kwadrat. (Możesz zobaczyć ją na Instagramie). Więc albo statystyka o stanie polskiego czytelnictwa jest przekłamana, albo też w sobotę zjechali się wszyscy bibliofile z kraju.

  

Szok ustąpił już po kilku minutach. Historia z 3 godzinnym powolnym tuptaniem w stronę kas, którą przeżyłam w czasie Pyrkonu, na szczęście nie miała tu miejsca. Po półgodzinie stałam już z mapą i harmonogramem imprezy, zastanawiając się gdzie zacząć. Dziesiątki stoisk, setki półek i tysiące książek. Można było dostać zawrotu głowy. Dopiero widząc ten cały dobrobyt, uświadomiłam sobie jak wiele wydawnictw funkcjonuje w Polsce. I ilu entuzjastów czytelnictwa mamy w naszym kraju. Dzieci, nastolatki, dorośli i starzy nie tylko oblegali stoiska, ale także siedziska w strefie odpoczynku, schody i kawałki pustych przestrzeni, które nadawały się by przysiąść i w spokoju poczytać. Serce rosło.

Pierwsze kroki skierowaliśmy do stoiska Wydawnictwa Znak, przy którym w samo południe swoją książkę podpisywał Łukasz Kielban, autor bloga Czasu Gentelmanów. (Pozdrawiam pana Łukasza, który był tak uprzejmy, że poza swoim spotkaniem, uzupełnił dedykację). Jak się okazało, przemierzanie wąskich alejek wcale nie było takie łatwe. Tłum niczym wzburzona rzeka porywał ze swoim prądem. Musieliśmy wykazać się sprytem i refleksem, by w odpowiedniej chwili przedrzeć się do brzegu i wyskoczyć w miejscu docelowym. Jednak przestrzeń stoisk nie zawsze oferowała wytchnienie, zwłaszcza jeśli popularny autor odbywał spotkanie. Te umiejscowione zazwyczaj na styku stoiska i alei, były jednym z najczęstszych powodów tworzenia się zatorów. Gdyby Targi Książki w Krakowie były żywym organizmem, powaliłoby go kilkanaście zawałów w przeciągu niespełna godziny.

 
Spotkania autorskie. Po lewej: Łukasz Kielban, po prawej: Wojciech Cejrowski
Ponieważ zdarza mi się być nieodrodną córką post PRL-owskiego myślenia, przyszło mi do głowy, jak łatwo byłoby w tym zamieszaniu wsadzić nie jedną, a kilka książek do torebki i odejść bez płacenia. Sama po wybraniu interesującego mnie tytułu, gdy chciałam podejść do kasy, zostałam wypchnięta poza granice stoiska i muszę Ci powiedzieć, że nikt nie zwrócił na to uwagi. Z darmową książką pod pachą, mogłam spokojnie znów dać się porwać rzece zwiedzających. Jednak moje sumienie nie dałoby mi spokoju. Grzecznie, rozpychając się łokciami, przedarłam się do kasy, by zapłacić. Ale takich „okazji” miałam jeszcze kilka – wszystkie niewykorzystane.
Targi Książki głównie skupiają się wokół promocji wydawnictw, sprzedaży książek oraz spotkań autorskich. W Krakowie całkiem spora przestrzeń została zagospodarowana także przez wydawnictwa komiksowe oraz wydawnictwa gier planszowych, co pokazuje, że trend na tę formę rozrywki jest w Polsce już bardzo silny. Była to świetna okazja na większe zakupy, ponieważ rabaty przeciętnie oscylowały wokół 20-30%. Gdybym była cierpliwa, zbierała fundusze i książki kupowała hurtem przy okazji Targów, mogłabym nieźle zaoszczędzić.

  
  

Impreza oferowała także warsztaty i prelekcje oraz niewielkie pojedyncze wystawy, jak choćby prezentacja niemieckiej powieści graficznej. W mojej opinii tych atrakcji było zdecydowanie za mało, porównując wielkość Targów do choćby poznańskich czy wrocławskich. Liczyłam po cichu, że największe tego typu wydarzenie w Polsce, będzie jednak miało formę festiwalu, tym bardziej, że była to jubileuszowa edycja. Jednak z rozmów zasłyszanych podczas zwiedzania Targów, wynikało że wydarzenie z roku na rok cieszy się coraz większym powodzeniem i zwiedzających przybywa nieomal w tempie geometrycznym. I uprzedzam potencjalne sugestie i pytania — na Targach dostępna była głównie literatura polska i tak jak na Starym Mieście prawie nie uświadczyłam języka polskiego, tak na Targach, choć w nazwie mają „Międzynarodowe”, królowali Polacy. Może więc, tak jak zasugerowałam już na początku, z polskim czytelnictwem nie jest wcale tak źle. Jeśli nie wierzysz, Czytelniku, zachęcam byś wybrał się na Targi Książki w Krakowie lub inne w pobliskim mieście. Gdy my opuszczaliśmy teren Kraków Expo, kolejka do kas ciągle tworzyła nieomal kwadrat.

A jeśli miałeś okazję także być na tej imprezie i masz o niej swoje przemyślenia, daj znać w komentarzu. Jestem ciekawa Twojej opinii  i wrażeń.