
Z Damianem w roli GPS-a — bo przecież gubię się w przestrzeni większej, niż dwupokojowe mieszkanie — pojechałam spędzić weekend w Krakowie. Dla zagorzałego czytelnika 20. Międzynarodowe Targi Książki do czegoś zobowiązują. Przemierzyliśmy więc pół Polski i w sobotę 29 października, trybem spacerowym, dotarliśmy na miejsce. Tam mój potencjalnie przyszły mąż, rzekł do mnie:


Szok ustąpił już po kilku minutach. Historia z 3 godzinnym powolnym tuptaniem w stronę kas, którą przeżyłam w czasie Pyrkonu, na szczęście nie miała tu miejsca. Po półgodzinie stałam już z mapą i harmonogramem imprezy, zastanawiając się gdzie zacząć. Dziesiątki stoisk, setki półek i tysiące książek. Można było dostać zawrotu głowy. Dopiero widząc ten cały dobrobyt, uświadomiłam sobie jak wiele wydawnictw funkcjonuje w Polsce. I ilu entuzjastów czytelnictwa mamy w naszym kraju. Dzieci, nastolatki, dorośli i starzy nie tylko oblegali stoiska, ale także siedziska w strefie odpoczynku, schody i kawałki pustych przestrzeni, które nadawały się by przysiąść i w spokoju poczytać. Serce rosło.
Pierwsze kroki skierowaliśmy do stoiska Wydawnictwa Znak, przy którym w samo południe swoją książkę podpisywał Łukasz Kielban, autor bloga Czasu Gentelmanów. (Pozdrawiam pana Łukasza, który był tak uprzejmy, że poza swoim spotkaniem, uzupełnił dedykację). Jak się okazało, przemierzanie wąskich alejek wcale nie było takie łatwe. Tłum niczym wzburzona rzeka porywał ze swoim prądem. Musieliśmy wykazać się sprytem i refleksem, by w odpowiedniej chwili przedrzeć się do brzegu i wyskoczyć w miejscu docelowym. Jednak przestrzeń stoisk nie zawsze oferowała wytchnienie, zwłaszcza jeśli popularny autor odbywał spotkanie. Te umiejscowione zazwyczaj na styku stoiska i alei, były jednym z najczęstszych powodów tworzenia się zatorów. Gdyby Targi Książki w Krakowie były żywym organizmem, powaliłoby go kilkanaście zawałów w przeciągu niespełna godziny.






Impreza oferowała także warsztaty i prelekcje oraz niewielkie pojedyncze wystawy, jak choćby prezentacja niemieckiej powieści graficznej. W mojej opinii tych atrakcji było zdecydowanie za mało, porównując wielkość Targów do choćby poznańskich czy wrocławskich. Liczyłam po cichu, że największe tego typu wydarzenie w Polsce, będzie jednak miało formę festiwalu, tym bardziej, że była to jubileuszowa edycja. Jednak z rozmów zasłyszanych podczas zwiedzania Targów, wynikało że wydarzenie z roku na rok cieszy się coraz większym powodzeniem i zwiedzających przybywa nieomal w tempie geometrycznym. I uprzedzam potencjalne sugestie i pytania — na Targach dostępna była głównie literatura polska i tak jak na Starym Mieście prawie nie uświadczyłam języka polskiego, tak na Targach, choć w nazwie mają „Międzynarodowe”, królowali Polacy. Może więc, tak jak zasugerowałam już na początku, z polskim czytelnictwem nie jest wcale tak źle. Jeśli nie wierzysz, Czytelniku, zachęcam byś wybrał się na Targi Książki w Krakowie lub inne w pobliskim mieście. Gdy my opuszczaliśmy teren Kraków Expo, kolejka do kas ciągle tworzyła nieomal kwadrat.